Święta light - potrzeba, styl życia czy bezsens?

Rzucam okiem na to, co wyświetla mi Facebook. Nie dało się nie zauważyć, że świąteczny klimat opanował media społecznościowe, portale i radio. Wchodząc na jeden z kulinarnych agregatorów zauważyłam akcję w stylu "Lekkie święta - pokażmy, że można!". Kilka lat temu byłam wielką fanką takich rozwiązań. Ba! Rok temu analizowałam jakby tu zmodyfikować ilość spożywanych kalorii. I wiecie co? Dzisiaj uśmiecham się do siebie i myślę: jak dobrze zmienić punkt widzenia!

Oczywiście zmienić nieco, bo to, co teraz napiszę będzie wypadkową kilkuletnich doświadczeń własnych i obserwacji osób "na diecie".

 

Dieta przedświąteczna 

 

Być na diecie ma dla mnie katorżniczy wydźwięk. Może to mocne słowo, ale będąc dwa razy na diecie "prawie-nic-nie-jem" zmęczyłam się okrutnie, a skojarzenie zostało. Oczywiście teraz metod doboru indywidualnych menu jest wiele i coraz mniej stawia na superszybkie efekty. Niemniej jednak samo trzymanie się sztywnych wytycznych jest coraz bardziej kontrowersyjne. Może ograniczać poczucie wolności, odbierać możliwość samodzielnego podejmowania decyzji o żywieniu, bywa motywatorem zewnętrznym (jem, bo jest dieta, nie bo tak chcę ja), wyciszać sygnały głodu i sytości stawiając sztuczne granice. Poza tym, lista zakazanych produktów może zwiększać apetyt na nie, a małe odejście od diety nie raz skończyć się efektem "co u licha!". Ha! Dochodzimy do ważnego punktu! Tego, w którym powrót do diety po świętach staje się trudny, a tak w ogóle to i tak nic nie da, bo przecież zjadłam już na cały przyszły rok. Na pewno zaprzepaściłam efekt, sensu takie działanie nie ma i generalnie jest źle. Ale od Nowego Roku...

O dietach - wadach i zaletach mogłabym pisać dużo i zgodnie z zapowiedziami na pewno wyjaśnię moje stanowisko klarowniej. Teraz powracam do Świąt Bożego Narodzenia Light i punktu drugiego.

Święta są takie tuczące!

 

Ile trzeba zjeść przez 2 lub 3 dni, żeby przytyć kilka kilogramów? Zastanówmy się: 1 kg tkanki tłuszczowej to 7200 kcal energii odłożonej na później. Przykładowe wigilijne menu:
  • Pierogi z grzybami z wody, sztuk 6, to około 400 kcal. Trochę cebulki na masełku? Dobrze, dodajmy 100 kcal. 
  • Do tego kawałek ryby, tradycyjnie karpia, wielkość dłoni - 290 kcal. 
  • Coś do picia? Kompot z suszonych owoców? Bardzo proszę - około 150 kcal szklanka. 
  • Doliczmy jeszcze barszczyk z uszkami, brzuch już pełny, ale jakieś 100 ml + 4 uszka wejdą - 90 kcal. 
____________________
 Suma: 1030 kcal

Dużo, mało? Zjesz jeszcze, czy na tym zakończysz? Ah, trzeba spróbować wszystkich potraw! Może nałożysz sobie mniejsze/większe porcje? Widzisz, żeby przytyć ten kilogram trzeba się naprawdę postarać, chyba, że jesteś... jedną z osób na diecie, szczególnie restrykcyjnej, gdzie limit ebergii na dzień praktycznie się kończy. Organizm nie przystosowany do takich ilości może zacząć magazynować nadmiar.

Ok, nie jesteś na diecie, ale dbasz o linię. Co jeżeli faktycznie przytyjesz kilogram lub dwa? Tragedia, koniec świata? Po motywacji i wielkich planach? Planach... no właśnie, zależy jak były skonstruowane. Jeżeli sztywno, bez jakiegokolwiek luzu to faktycznie, może tak się skończyć. Jeżeli zakładasz w swoim scenariuszu wersję B: trzymanie się tylko ogólnych, realnych na święta zasad, to okaże się, że całe to świętowanie mieści się w planie odżywiania/odchudzania. Proste! Z chęcią 27 grudnia rozpoczniesz realizację postanowień, a przynajmniej łatwiej będzie Ci do nich wracać (bo sałatka i kilka pierogów zostało). Święta nie tuczą, tuczy podejście.

Razowe pierożki, sałatka z rukoli i gotowany dorsz

 

Czy tak kojarzy Ci się wigilia? Czy zjedzenie raz w roku smażonej ryby to koniec wszystkiego? Czy masz satysfakcję z tego, że w tym roku wygrałaś bitwę przeżuwając miskę sałaty? Jeżeli jest to w zgodzie z Tobą i jedzenie nie ma dla Ciebie aż takiej wartości emocjonalnej - to świetnie! Gdy stoisz po drugiej stronie i z rozżaleniem tęsknisz na tradycją, odpuść. Patrz wyżej: poczucie straty i ogromnego poświęcenia prawdopodobnie jeszcze bardziej Cię osłabi. Słyszałam wiele historii, które dietetycznie zaczynały się w wigilię, aby w kolejnych dniach świąt przybierały rozmiar festiwalu jedzenia. Co u licha - poszło ciasteczko, niech pójdzie cały stół! Czy nie lepiej zjeść po prostu to, na co ma się ochotę? Decyzję pozostawiam Tobie.

Święta strategiczne

 

Uważam jednak, że tworzenie świątecznych strategii (plan B) ma sens. Szczególnie jeżeli czujesz, że jeszcze nie kontrolujesz swojego apetytu. Warto uporządkować kilka tematów. Zacznijmy od kluczowego pytania: 

Co jest dla Ciebie najważniejsze w Święta Bożego Narodzenia?

Z tym zostawiam Ciebie i siebie do następnego wpisu, w którym podzielę się moimi przemyśleniami i doświadczeniem na temat strategii właśnie. A może już po tym poście nasuwają Ci się jakieś myśli?

Dorota

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz