Nowy
Rok - jeden dzień, a bardziej magiczny niż Harry Potter i Gandalf w jednej
osobie. Tego dnia większość ludzi odradza się na nowo. Jedni z planem zmiany
wszystkiego, drudzy z życzeniem, żeby gorzej nie było, a inni z nadzieją, że w
końcu uda się zrealizować marzenia. O ile Nowy Rok może być dobrym momentem do
zmiany, o tyle nie sprawi, że zmiana sama się wydarzy. Serio. Sprawdziłam.
Dowiedziałam się jednak czegoś cennego. Czegoś co każdego dnia pomaga mi w
realizacji najgłębszych pragnień.
Nowy
Rok nigdy nie zmienił mojego życia na nowe. Upływał pod znakiem
beztroskiego nic nie robienia, walki z potwornym bólem głowy lub głębokich
rozważań i podsumowań. Ta ostatnia wersja była najmniej przyjemna. Dlaczego? Bo
uświadamiała mi, jak wielu rzeczy nie zrobiłam i jak dalekie od realizacji były
moje najskrytsze marzenia. Co więcej, ze wstydem przyznawałam się do nie
zrobienia najmniejszego kroku w kierunku postanowień. Nie zależało mi? Ależ
bardzo! Nie chciało mi się? Ja ciągle o tym marzyłam! Może nie miałam czasu?
Serio..? Nawet 30 minut w całym roku? Teraz wiem: popełniałam jeden podstawowy błąd.
Wierzyłam, że z nowym rokiem przyjdzie nowa energia i motywacja. Że to co było,
nie będzie już mnie angażować, a to z czym sobie nie radziłam, nagle zmieni sie
na prostsze. Błąd.
Dlaczego
ten 1 stycznia będzie dla mnie inny? Wiem już, że aby cokolwiek zmienić nie
potrzebny jest pierwszy dzień roku, miesiąca czy tygodnia. Zrozumiałam, że aby
podążać za zmianą trzeba poczuć gotowość. Wiedzieć dokładnie co zamierzam zmienić, jakie będą tego efekty i czy chcę przyjąć je wszystkie. Te
wyczekiwane i te mniej pożądane (tak, tak, one też się pojawiają). Aby poczuć gotowość powinieneś być pewny, że
zmiana jest warta poświecenia. Wspomniane procesy zachodzą w indywidualnym dla
Ciebie czasie. Nie przyspieszy ich Nowy Rok. Mam jednak dobrą wiadomość! Kiedy
wszytko zaczynie układać się w Twojej głowie, dzień przestaje mieć znaczenie! To może być deszczowe popołudnie 16 listopada i zbyt wczesny poranek 5
kwietnia! Jest jeszcze jedna pozytywna informacja - są sposoby na poukładanie
sobie zmiany w głowie. Może to przyspieszyć decyzje o wprowadzaniu zmiany (lub
definitywnie ją skreślić - to też jest niezwykle cenne!). Więcej w poście: Zmiana, czy na pewno jej chcesz?
Nowy
Rok jest jednak czasem, w którym planuję swoją przyszłość. Wierzę, że
wszechświat wspiera i pomaga naszym pragnieniom. Wystarczy je tylko
zdefiniować (tylko...). Siadam więc z kartką papieru lub zamykam oczy i wizualizuję. Co chciałabym
osiągnąć? Jak się czuć? Czy są jakieś projekty, które w tym roku chcę
zakończyć? Co z moim życiem osobistym? Czy chciałabym, aby któryś obszar
uległ zmianie? Robię sobie koncert życzeń. Bez presji jednak, że wszytko muszę
zrobić/osiągnąć i koniecznie zacząć od 1 stycznia. Czasami ustalam daty
wykonania (np. kiedy rozpoczyna się kurs, który chcę ukończyć), ale w większości są to po prostu cele na przyszłość. Wiem, ze będę do niektórych dojrzewać i znając siebie domyślam się, że zabierze mi to sporo czasu. Nowy Rok to jest też ten moment, kiedy
na chwilę zerkam wstecz. Od jakiegoś czasu okazuje się, że większość planów została przeze
mnie zrealizowana. Wtedy nabieram pewności, że presja mi nie służy, a sprawy
dla mnie ważne zawsze są przeze mnie "zaopiekowane" (taki modny zwrot ostatnio,
prawda?). Jakiś czas temu myślałam, że presja to jedyne co może mi pomoc złapać
motywację. Dzisiaj czuję motywację w sobie. Nie łapię jej, tylko wydobywam z
wnętrza. I tego też Tobie życzę! Szczególnie, jeżeli planujesz zmienić swoje odżywianie.
Spokoju w Nowym Roku życzę!
Dorota
PS. A żeby zyczeniom stało się zadość, będę pisać dalej, licząc, że znajdziesz tutaj chociaż odrobinę dla siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz